niedziela, 9 grudnia 2012

Migawka


Idąc z nim wtedy brudną, zaśmieconą ulicą zauważałam powoli ten symboliczny wymiar końca. Tylko końca czego? – zadawałam sobie pytanie raz po raz wertując w myślach tzw. Przeszłość. Dlaczego tak zwaną ciężko było mi wyjaśnić. Zwrot ten jednak idealnie określał uczucia jakie żywiłam w względem tamtego czasu. Może właśnie dlatego, iż w mojej idyllicznej wizji tamten czas nie należał jeszcze do przeszłości. Sam fakt, iż coś minęło w swej fizycznej formie nie przesadzał przecież w ogóle o jego klasyfikacji do czegoś, co w ogóle minęło. Gdyby przecież tak było trudno byłoby mówić o czymś takim jak teraźniejszość. Każdy przecież mój ruch, wypowiadane zdanie, gest z konieczności przestawały istnieć niemal w tym danym momencie, kiedy się rodziły. Toteż mówiąc o tamtym czasie mogłam mówić jedynie o przeszłości tak zwanej. O przeszłości, która przeszłością się jeszcze nie stała. W sumie w tym chyba tkwił sęk. Ona dopiero dziś stawała się przeszłością. Właśnie dzisiaj , tutaj, teraz i za kilka chwil również. Już wiedziałam, iż dziś wieczorem przyjdzie mi się pożegnać z tym wszystkim. Mówiłam do niego lecz jakoś inaczej niż zwykle. Nie mówiła już do niego zagubiona dziewczynka, przerażona kobieta, odrealniona, śniąc sen na jawie osóbka. Z każdym wypowiadanym przez mnie zdaniem uświadamiałam sobie, ze przemawia przeze mnie człowiek z krwi i kość, już nie transcendentalne ja, lecz fizyczna, realna postać. On chyba też to zauważył, ale nie okazywał zdziwienia, zażenowania ani konsternacji. Zresztą nigdy niej okazywał tych uczuć. W kwestii tej był zimny i nienaruszony. W jego głowie wciąż, bowiem tliło się phanta rei, zmienność czasu myśli, gestów...

Bartek Wieczorek i Zuzanna Krajewska
Zmienność była dla niego tak naturalna, że nie umiał się dziwić, gdy zauważał ja obok siebie. Swoją drogą to całkiem logiczne. Wydaje się, że zdziwienie ludzi rodzące się w obliczu zjawisk nowych jest zupełnie niezrozumiałe, czy, bowiem nie bardziej zaskakujący byłby brak zmian i nowości? Tak – on był aż nazbyt logiczny, nawet jeżeli jego logika zakrawała często o paradoksy. Udowadniał mi tym samym przez bardzo długo ,że życie właściwie składa się z takich małych, drobnych paradoksów, których istnieje warunkuje istnienie całego świata. Za to właśnie go uwielbiałam. Za tą przemyślaną, oderwaną od schematycznego myślenia logikę, która schematyczna stawała się tylko wówczas, gdy schemat mógł być najsłuszniejszą formą myślenia jasnego w danej sytuacji, ale sama logika nie była w jego przypadku wszystkim. Było coś jeszcze, były emocje. Ten wrażliwy, jednocześnie klarownie i jasno poukładany ktoś tworzył coś, co mogłabym nażąć jedynie pięknem i w całej swej kreacji nie dziwił się dziś mojej zmianie. Za to ja dziwiłam się bardzo. Ja nie byłam logiczna toteż zawsze odczuwałam zdziwienie wobec nowości mimo, że nowość wobec częstotliwości swych narodzin niczym nowym już nie była. Rozmowa jakoś wcale nie zmierzała w stronę, duszy, abstrakcji, sztuki. W trywialny sposób rozmawialiśmy o trywialnej rzeczywistości. Czułam się nieswojo w dosłownym znaczeniu tego słowa. Sama nie wiedziałam dlaczego mój tor myślowy nie zmierza w stronę chmur, dlaczego nie rozbija się o boga i anielskie korowody. Rozmowa była realna, a on  udawał,  ze Nasze wspólne dyskusje zawsze tak wyglądały. Ja przejmowałam od niego ową naturalność. Udawała , że nic się nie stało i że nie zauważam jego udawania, iż nic się stało.

P.

 Zapraszam do polubienia naszej literacko-filmowej strony na Facebooku :-) - http://www.facebook.com/literacie?notif_t=page_new_likes

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz