Idąc z nim wtedy brudną, zaśmieconą ulicą zauważałam powoli
ten symboliczny wymiar końca. Tylko końca czego? – zadawałam sobie pytanie raz
po raz wertując w myślach tzw. Przeszłość. Dlaczego tak zwaną ciężko było mi
wyjaśnić. Zwrot ten jednak idealnie określał uczucia jakie żywiłam w względem
tamtego czasu. Może właśnie dlatego, iż w mojej idyllicznej wizji tamten czas
nie należał jeszcze do przeszłości. Sam fakt, iż coś minęło w swej fizycznej
formie nie przesadzał przecież w ogóle o jego klasyfikacji do czegoś, co w
ogóle minęło. Gdyby przecież tak było trudno byłoby mówić o czymś takim jak
teraźniejszość. Każdy przecież mój ruch, wypowiadane zdanie, gest z
konieczności przestawały istnieć niemal w tym danym momencie, kiedy się
rodziły. Toteż mówiąc o tamtym czasie mogłam mówić jedynie o przeszłości tak
zwanej. O przeszłości, która przeszłością się jeszcze nie stała. W sumie w tym
chyba tkwił sęk. Ona dopiero dziś stawała się przeszłością. Właśnie dzisiaj ,
tutaj, teraz i za kilka chwil również. Już wiedziałam, iż dziś wieczorem
przyjdzie mi się pożegnać z tym wszystkim. Mówiłam do niego lecz jakoś inaczej
niż zwykle. Nie mówiła już do niego zagubiona dziewczynka, przerażona kobieta,
odrealniona, śniąc sen na jawie osóbka. Z każdym wypowiadanym przez mnie zdaniem
uświadamiałam sobie, ze przemawia przeze mnie człowiek z krwi i kość, już nie
transcendentalne ja, lecz fizyczna, realna postać. On chyba też to zauważył,
ale nie okazywał zdziwienia, zażenowania ani konsternacji. Zresztą nigdy niej
okazywał tych uczuć. W kwestii tej był zimny i nienaruszony. W jego głowie
wciąż, bowiem tliło się phanta rei, zmienność czasu myśli, gestów...
![]() |
Bartek Wieczorek i Zuzanna Krajewska |
Zmienność
była dla niego tak naturalna, że nie umiał się dziwić, gdy zauważał ja obok
siebie. Swoją drogą to całkiem logiczne. Wydaje się, że zdziwienie ludzi
rodzące się w obliczu zjawisk nowych jest zupełnie niezrozumiałe, czy, bowiem
nie bardziej zaskakujący byłby brak zmian i nowości? Tak – on był aż nazbyt
logiczny, nawet jeżeli jego logika zakrawała często o paradoksy. Udowadniał mi
tym samym przez bardzo długo ,że życie właściwie składa się z takich małych,
drobnych paradoksów, których istnieje warunkuje istnienie całego świata. Za to
właśnie go uwielbiałam. Za tą przemyślaną, oderwaną od schematycznego myślenia
logikę, która schematyczna stawała się tylko wówczas, gdy schemat mógł być
najsłuszniejszą formą myślenia jasnego w danej sytuacji, ale sama logika nie
była w jego przypadku wszystkim. Było coś jeszcze, były emocje. Ten wrażliwy,
jednocześnie klarownie i jasno poukładany ktoś tworzył coś, co mogłabym nażąć
jedynie pięknem i w całej swej kreacji nie dziwił się dziś mojej zmianie. Za to
ja dziwiłam się bardzo. Ja nie byłam logiczna toteż zawsze odczuwałam
zdziwienie wobec nowości mimo, że nowość wobec częstotliwości swych narodzin
niczym nowym już nie była. Rozmowa jakoś wcale nie zmierzała w stronę, duszy,
abstrakcji, sztuki. W trywialny sposób rozmawialiśmy o trywialnej
rzeczywistości. Czułam się nieswojo w dosłownym znaczeniu tego słowa. Sama nie
wiedziałam dlaczego mój tor myślowy nie zmierza w stronę chmur, dlaczego nie
rozbija się o boga i anielskie korowody. Rozmowa była realna, a on udawał,
ze Nasze wspólne dyskusje zawsze tak wyglądały. Ja przejmowałam od niego
ową naturalność. Udawała , że nic się nie stało i że nie zauważam jego
udawania, iż nic się stało.
P.
Zapraszam
do polubienia naszej literacko-filmowej strony na Facebooku :-) - http://www.facebook.com/literacie?notif_t=page_new_likes
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz