wtorek, 11 grudnia 2012

"Imię Róży" czyli śmiech jako dzieło szatana


Autor: Umberto Eco
Tytuł: Imię Róży (wł. Il nome della rosa
Powstanie: 1980 rok

UWAGA! Spoilery!
 
Nasz nauczyciel od historii w gimnazjum powiedział kiedyś:
- Dziś emitowany będzie w telewizji film „Imię Róży”, obejrzyjcie go sobie to klasyka literatury. Nikt nie zareagował. Zaraz potem nauczyciel jednak dodał:
- Albo może nie. Ten film zawiera zbyt wiele scen, których nie powinny oglądać osoby w waszym wieku. – To zdanie podziałało. Niemal wszyscy film obejrzeli. No bo niby jak tu nie obejrzeć filmu dla ludzi nie w naszym wieku. Przecież my jesteśmy dorośli! Prawda? Myślę, że zabieg nauczyciela był celowy. To bardzo mądry człowiek i choć trochę było w tym racji, że film zawiera sceny niekoniecznie dla 14-latków to przynajmniej obejrzeliśmy coś wartego uwagi pośród steku telewizyjnych bzdur, a ja oczywiście niedługo potem sięgnęłam po książkę, która z czasem stała się jedną z moich ulubionych….


                „Klasyka to książki, które każdy chce znać, a nikt nie chce czytać.” –tak powiedział niegdyś Oscar Wilde. Miał trochę racji. Powieść Umberta Eco nie zalicza się jednak do tego typu klasyki. Jest to, bowiem książka, którą czyta się z największą przyjemnością. Kryminalna zagadka, rozgrywająca się w murach średniowiecznego klasztoru przyciąga i fascynuje. O jej wyjątkowości nie stanowi jednak wartka akcja ani tajemnica opactwa Benedyktynów. Jako dzieło postmodernistyczne „Imię Róży” to powieść wielopłaszczyznowa. Dobrą zabawę znajdzie w niej czytelnik kultury masowej jak i ludzie, szukający bardziej wyrafinowanej rozrywki. Dla pierwszego, bowiem powieść będzie dobrze napisanym kryminałem, dla drugiego polem do szukania nawiązań, których w książce nie brakuje. Eco bawi się postaciami, tworząc z nich odwiecznie powtarzające się w literaturze konstrukcje. Nie brak też odniesień w języku i motywach. Dla mnie zaś najistotniejszy i najcenniejszy było odwiecznie aktualny wątek, opowiadający o człowieku. Eco w swej powieści stawia, bowiem pytania od wieków nurtujące ludzkość: czym jest moralność? Co znaczy być dobrym? Któż z nas może wyrokować o postępkach innych? Czy ludzie religijni maja prawo do posiadania dóbr?  Czy dobytek i bogactwo nie jest tym co nas psuje? O co tak naprawdę należy walczyć w życiu? No i najciekawsze z pytań: Jaka jest wartość śmiechu? Śmiech jest dziełem Stwórcy czy szatana? Czy Jezus się śmiał? Dysputa między Wilhelma Z Bascavilli, a Czcigodnym Jorge jest sceną, która zmusza do refleksji każdego z nas choć lekki uśmiech może wzbudzić we współczesnym czytelniku zdanie, które wypowiada Jorge, by uargumentować swe stanowisko: „Śmiech zaś wstrząsa ciałem, zniekształca rysy twarzy, czyni człowieka podobnym do małpy.” Na tym jednak nie poprzestaje, gdyż jak stwierdza w kolejnych zdaniach: „Śmiech to znak głupoty. Kto śmieje się, nie wierzy w to, co jest powodem śmiechu, ale też nie czuje do tego czegoś nienawiści. Tak zatem, jeśli śmiejemy się z czego złego, oznacza to, że nie zamierzamy owego zła zwalczać, jeśli zaś śmiejemy się z czego dobrego, oznacza to, że nie cenimy siły, przez którą dobro szerzy się samo z siebie.” Myśl Jorgego zmusza nas do myślenia, zastanowienia się nad błędem jego rozumowania, bo przecież ciężko przyznać mu rację, ale ciężko także pozbawić logiki jego wypowiedź. Zresztą owa właściwa dla średniowiecza logika jest świetnie pokazana w filmie. Mimo, bowiem irracjonalności wielu średniowiecznych przekonań. Sposób argumentowania, dyskutowania czy sporu uskuteczniane przez ludzi tamtejszej epoki są arcydziełem. Mój wykładowca zwykł zaś mawiać, że ich ręcznie tworzone katalogi ksiąg były lepsze niż dzisiejsze tworzone za pomocą komputerów. Wszyscy chyba słyszeliśmy o dyspucie najznamienitszych umysłów na temat tego ile diabłów zmieści się na główce od szpilki. Z pozoru może się ona wydać nielogiczna, ale nic bardziej mylnego! Sens, bowiem tkwił nie tyle w samej treści dysputy, co w nauce prowadzenia umiejętnej, zgodnej z zasadami logiki dyskusji. Eco wspaniale przedstawia ten element świata średniowiecznego. Jakież zdumienie budzić może w nas fragment, w którym po burzliwej dyskusji Wilhelma i Adso czytamy: „Wiem teraz, że Wilhelm prorokował albo raczej budował sylogizmy na podstawie zasad filozofii naturalnej.” Mnie osobiście zastanawiało wówczas jak to możliwe, że nawet w ciężkim, emocjonalnym sporze, w którym w grę wchodzi sprawa śmierci i życia człowieka oni wciąż zastanawiają się nad sylogizmami i filozofią? Ale takie właśnie były ich czasy, a ten przykład wspaniale to pokazuje.

Jeszcze bardziej porusza zaś konflikt jaki powstaje pomiędzy wizją brata Wilhelma, którego poznajemy na początku, a jego obrazem pod koniec książki. Eco w przecudowny sposób zarysował obraz człowieka rozerwanego między swoją mądrością, przezornością i logiką, a niepodważalnymi normami narzucanymi mu przez społeczeństwo. Początkowo bart Wilhelm jawi się nam jako niezwykle mądry, uważny człowiek, który dzięki swojemu rozumowi może bardzo dużo. Z czasem jednak trochę ze smutkiem i rozgoryczeniem dowiadujemy się, że bardzo dużo to jednak jeszcze za mało, że nawet on – autorytet młodego Adso jego nauczyciel i opoka niewiele może w konfrontacji z niesprawiedliwością epoki. Wspaniały, wyprzedzający swoje czasy rozum Wilhelma to jednocześnie jego zguba i powód nieszczęścia. Nie tylko, bowiem w zamierzchłych czasach omal przez niego nie zginął, ale oto w opactwie Benedyktnów kolejny raz staje w sytuacji, w której musi wybierać pomiędzy byciem wiernym prawdzie, a własnym losem. Jakże przejmująca jest to scena, kiedy jeszcze młody i niedoświadczony Adso pyta swojego nauczyciela o możliwości uchronienia swojej niewinnej niczemu ukochanej od stosu. Wywód Wilhelma jest w pewien sposób okrutny. Nie pozostawia on najmniejszej wątpliwości, co do tego jak wyglądają takie sprawy, jak wykorzystywani są tutaj niewinni i najbiedniejszy, jak każdy dba tylko o swą chwałę, jak potężna i okrutna jest w tym przypadku siła niesprawiedliwości. Mówi wprost: „— Powiedziałem Ci, pójdzie na stos. Ale spłonie wcześniej, po drodze, dla zbudowania jakiejś katarskiej wioski na wybrzeżu. Słyszałem, że Bernard ma się spotkać ze swoim kolegą, Jakubem Fournierem (zapamiętaj to imię, na razie pali albigensów, ale mierzy wyżej), a piękna czarownica na stosie zwiększy prestiż i sławę obu...
— Ale czy nic nie można uczynić, by ich uratować? — wykrzyknąłem. — Czy nie może wtrącić się opat?
— Dla kogo? Dla klucznika, który się przyznał? Dla nędznika jak Salwator? Czy może masz na myśli dziewczynę?” Cała dyskusja zostaje zaś podsumowana, jakże smutnym i obnażającym całą prawdę o średniowiecznej moralności wywodem: „— Więc klucznik miał rację, prostaczkowie płacą zawsze za wszystkich, nawet za tych, którzy za nimi przemawiają, nawet za tych, którzy, jak Hubertyn i Michał, swymi słowami nawołującymi do pokuty pchnęli ich do buntu! — Byłem zrozpaczony i nie zważałem nawet na to, że dziewczyna nie była braciszkiem uwiedzionym przez mistykę Hubertyna. Była jednak wieśniaczką i płaciła za historię, która jej nie dotyczyła.
— Tak to jest — odpowiedział mi ze smutkiem Wilhelm. — I jeśli naprawdę szukasz promyka sprawiedliwości, rzeknę ci, że pewnego dnia wielkie psy, papież i cesarz, by zawrzeć pokój, zdepczą ciała mniejszych psów, które walczyły w ich służbie. A Michała i Hubertyna spotka los taki sam, jaki dzisiaj spotkał twoją dzieweczkę.” Uderzająca jest tu jednak nie tyle sama niesprawiedliwość, co rola Wilhelma i nasze emocje  z nią związane. Wilhelm nie wstawia się za dziewczyną mimo, że tak doskonale zdaje sobie sprawę z losów, jakie czekają ją i resztę niewinnych oskarżonych. Czytelnikowi trudno byłoby jednak mieć mu to za złe. Doskonale, bowiem zdajemy sobie sprawę, że jego wstawiennictwo nie byłoby odwagą lecz głupotą, że nie przyczyniłoby się do uwolnienia więźniów, ale jedynie do dodatkowego skazania jego samego, co zresztą ostatecznie się dzieje na rozprawie. Jest to ważny moment, w którym Eco pokazuje nam, że rozum ma swoje ograniczenie i nie zawsze wygrać może  z siłą ciemnoty oraz władzy. Pokazuj nam także, że czasami mądrość polega na odpuszczeniu, kiedy sytuacja jest przegrana, że głupia walka o ideały jest po prostu głupia i nic poza tym. Niczego nie wnosi, nikogo nie czyni lepszym, a  jedynie przyczynić się może do większego nieszczęścia. Ta ważna, ale jakże pełna wewnętrznej rozpaczy mądrość to coś, co nabywa się z wiekiem. Młody Adso jeszcze tego wszystkiego nie pojmuje, daje się ponieść emocjom. Odnajdujemy w nim tutaj jakże piękną i młodzieńczą chęć walki, która z góry skazana jest na przegraną.

     Nauczyciel od historii, polecający nam film przypominał mi i do dziś przypomina niezmiernie brata Wilhelma. W mądry sposób dał nam niezwykły prezent – ciekawą i głęboką opowieść Eco, otwierającą postmodernistyczną literaturę. Wiedział zapewne, że nie każdy wyniesie z niej to, co wartościowe, a jeszcze mniej sięgnie do powieści, aby obraz był pełny, bo trudno zaprzeczyć, że ogromna wartość dzieła w filmie niestety się gubi. Mi jednak i może jeszcze kilku innym osobom wiele ono dało dlatego zachęcam do przeczytania książki i odkrycia samemu wartości sylogizmów oraz świata, w którym akcenty, tego, co moralne i mądre rozkładają się trochę inaczej niż w powieściach współczesnych…


Ekranizacja:
Reżyser: Jean-Jacques Annaud
Produkcja: Francja, Włochy, RFN
Trailer:




Cytaty z książki:

„Ale jak widzisz, pracuję nad sprawami natury. I również w śledztwie, które prowadzimy, nie chcę wiedzieć, kto jest dobry, a kto zły, ale tylko, kto był wczoraj wieczorem w skryptorium, kto zabrał okulary, kto pozostawił na śniegu odcisk ciała ciągnącego inne ciało i gdzie jest Berengar. To są fakty, później spróbuję powiązać je ze sobą, jeśli okaże się to możliwe, bo trudno jest powiedzieć, jaki skutek wyniknie z takiej czy innej przyczyny; wystarczyłoby wmieszanie się anioła, by zmienić wszystko, nie ma się przeto czemu dziwić, jeżeli nie da się pokazać, że jedna rzecz jest przyczyną innej. Aczkolwiek trzeba zawsze próbować, jak właśnie czynię.”

„Był to dominikanin mnie więcej siedemdziesięcioletni, szczupły, ale prostej postawy. Uderzyły mnie jego oczy, szare, zimne, umiejące wpatrywać się bez żadnego wyrazu, a przecież i widziałem to wiele razy zdolne rzucać wieloznaczne błyski, zdolne bądź ukrywać myśli i namiętności, bądź wyrażać je według woli.”

„Ale do samego końca nie będziesz wiedział, które predykaty wprowadzić do twojego rozumowania, a które odrzucić. Tak też czynię teraz ja. Ustawiam w szereg mnóstwo elementów bez związku i wysuwam hipotezy. Ale muszę wysunąć ich dużo i liczne są tak niedorzeczne, że wstydziłbym się ci o nich mówić.”

„Powiedziałeś rzecz nader piękną, Adso, i dziękuję ci. Porządek, jaki nasz umysł wymyśla sobie, jest niby sieć albo drabina, którą buduje się, by czegoś dosięgnąć. Ale potem trzeba drabinę odrzucić, gdyż dostrzega się, że choć służyła, była pozbawiona sensu.”

„Lecz jak może istnieć byt konieczny całkowicie utkany z możliwości? Jakaż więc jest różnica między Bogiem a pierwotnym chaosem? Czy utrzymywanie, że Bóg jest absolutnie wszechmocny i absolutnie rozporządzalny względem własnych wyborów, nie jest tym samym, co utrzymywanie, że Bóg nie istnieje?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz