Autor: Umberto Eco
Tytuł: Imię Róży (wł. Il nome della rosa)
Powstanie: 1980 rok
UWAGA! Spoilery!
Nasz nauczyciel od historii w gimnazjum powiedział kiedyś:
- Dziś emitowany będzie w telewizji film „Imię Róży”,
obejrzyjcie go sobie to klasyka literatury. Nikt nie zareagował. Zaraz potem
nauczyciel jednak dodał:
- Albo może nie. Ten film zawiera zbyt wiele scen, których
nie powinny oglądać osoby w waszym wieku. – To zdanie podziałało. Niemal
wszyscy film obejrzeli. No bo niby jak tu nie obejrzeć filmu dla ludzi nie w
naszym wieku. Przecież my jesteśmy dorośli! Prawda? Myślę, że zabieg
nauczyciela był celowy. To bardzo mądry człowiek i choć trochę było w tym
racji, że film zawiera sceny niekoniecznie dla 14-latków to przynajmniej
obejrzeliśmy coś wartego uwagi pośród steku telewizyjnych bzdur, a ja oczywiście
niedługo potem sięgnęłam po książkę, która z czasem stała się jedną z moich
ulubionych….


— Ale czy nic nie
można uczynić, by ich uratować? — wykrzyknąłem. — Czy nie może wtrącić się
opat?
— Dla kogo? Dla
klucznika, który się przyznał? Dla nędznika jak Salwator? Czy może masz na
myśli dziewczynę?” Cała dyskusja zostaje zaś podsumowana, jakże smutnym i
obnażającym całą prawdę o średniowiecznej moralności wywodem: „— Więc klucznik miał rację, prostaczkowie
płacą zawsze za wszystkich, nawet za tych, którzy za nimi przemawiają, nawet za
tych, którzy, jak Hubertyn i Michał, swymi słowami nawołującymi do pokuty
pchnęli ich do buntu! — Byłem zrozpaczony i nie zważałem nawet na to, że
dziewczyna nie była braciszkiem uwiedzionym przez mistykę Hubertyna. Była
jednak wieśniaczką i płaciła za historię, która jej nie dotyczyła.
— Tak to jest —
odpowiedział mi ze smutkiem Wilhelm. — I jeśli naprawdę szukasz promyka
sprawiedliwości, rzeknę ci, że pewnego dnia wielkie psy, papież i cesarz, by
zawrzeć pokój, zdepczą ciała mniejszych psów, które walczyły w ich służbie. A
Michała i Hubertyna spotka los taki sam, jaki dzisiaj spotkał twoją dzieweczkę.”
Uderzająca jest tu jednak nie tyle sama niesprawiedliwość, co rola Wilhelma i
nasze emocje z nią związane. Wilhelm nie
wstawia się za dziewczyną mimo, że tak doskonale zdaje sobie sprawę z losów,
jakie czekają ją i resztę niewinnych oskarżonych. Czytelnikowi trudno byłoby
jednak mieć mu to za złe. Doskonale, bowiem zdajemy sobie sprawę, że jego wstawiennictwo
nie byłoby odwagą lecz głupotą, że nie przyczyniłoby się do uwolnienia
więźniów, ale jedynie do dodatkowego skazania jego samego, co zresztą
ostatecznie się dzieje na rozprawie. Jest to ważny moment, w którym Eco
pokazuje nam, że rozum ma swoje ograniczenie i nie zawsze wygrać może z siłą ciemnoty oraz władzy. Pokazuj nam
także, że czasami mądrość polega na odpuszczeniu, kiedy sytuacja jest przegrana,
że głupia walka o ideały jest po prostu głupia i nic poza tym. Niczego nie
wnosi, nikogo nie czyni lepszym, a
jedynie przyczynić się może do większego nieszczęścia. Ta ważna, ale
jakże pełna wewnętrznej rozpaczy mądrość to coś, co nabywa się z wiekiem. Młody
Adso jeszcze tego wszystkiego nie pojmuje, daje się ponieść emocjom.
Odnajdujemy w nim tutaj jakże piękną i młodzieńczą chęć walki, która z góry
skazana jest na przegraną.
Nauczyciel od historii, polecający nam film przypominał
mi i do dziś przypomina niezmiernie brata
Wilhelma. W mądry sposób dał nam niezwykły prezent – ciekawą i głęboką opowieść
Eco, otwierającą postmodernistyczną literaturę. Wiedział zapewne, że nie każdy
wyniesie z niej to, co wartościowe, a jeszcze mniej sięgnie do powieści, aby
obraz był pełny, bo trudno zaprzeczyć, że ogromna wartość dzieła w filmie
niestety się gubi. Mi jednak i może jeszcze kilku innym osobom wiele ono dało
dlatego zachęcam do przeczytania książki i odkrycia samemu wartości sylogizmów
oraz świata, w którym akcenty, tego, co moralne i mądre rozkładają się trochę inaczej
niż w powieściach współczesnych…
Ekranizacja:
Reżyser: Jean-Jacques Annaud
Produkcja: Francja, Włochy, RFN
Trailer:
Cytaty z książki:
„Ale jak widzisz, pracuję
nad sprawami natury. I również w śledztwie, które prowadzimy, nie chcę
wiedzieć, kto jest dobry, a kto zły, ale tylko, kto był wczoraj wieczorem w
skryptorium, kto zabrał okulary, kto pozostawił na śniegu odcisk ciała ciągnącego
inne ciało i gdzie jest Berengar. To są fakty, później spróbuję powiązać je ze sobą,
jeśli okaże się to możliwe, bo trudno jest powiedzieć, jaki skutek wyniknie z
takiej czy innej przyczyny; wystarczyłoby wmieszanie się anioła, by zmienić
wszystko, nie ma się przeto czemu dziwić, jeżeli nie da się pokazać, że jedna
rzecz jest przyczyną innej. Aczkolwiek trzeba zawsze próbować, jak właśnie
czynię.”
„Był to dominikanin
mnie więcej siedemdziesięcioletni, szczupły, ale prostej postawy. Uderzyły mnie
jego oczy, szare, zimne, umiejące wpatrywać się bez żadnego wyrazu, a przecież — i widziałem to wiele razy — zdolne
rzucać wieloznaczne błyski, zdolne bądź ukrywać myśli i namiętności, bądź wyrażać
je według woli.”
„Ale do samego końca
nie będziesz wiedział, które predykaty wprowadzić do twojego rozumowania, a które
odrzucić. Tak też czynię teraz ja. Ustawiam w szereg mnóstwo elementów bez związku
i wysuwam hipotezy. Ale muszę wysunąć ich dużo i liczne są tak niedorzeczne, że
wstydziłbym się ci o nich mówić.”
„Powiedziałeś rzecz
nader piękną, Adso, i dziękuję ci. Porządek, jaki nasz umysł wymyśla sobie,
jest niby sieć albo drabina, którą buduje się, by czegoś dosięgnąć. Ale potem
trzeba drabinę odrzucić, gdyż dostrzega się, że choć służyła, była pozbawiona sensu.”
„Lecz jak może istnieć
byt konieczny całkowicie utkany z możliwości? Jakaż więc jest różnica między
Bogiem a pierwotnym chaosem? Czy utrzymywanie, że Bóg jest absolutnie wszechmocny
i absolutnie rozporządzalny względem własnych wyborów, nie jest tym samym, co
utrzymywanie, że Bóg nie istnieje?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz