sobota, 19 stycznia 2013

Przerwana lekcja muzyki czyli porozmawiajmy o śmierci i seksie


Tytuł: Przerwana lekcja muzyki (ang. Girl, Interrupted)
Autorka: Susanna Kaysen
Rok wydania: 1993

POKOLENIE WYZWOLONYCH

       Cóż to niby za nowość rozmawiać o śmierci czy seksie? Dla nas? Dla pokolenia wyzwolonych? Cóż odkrywczego w pornografii? Cóż nieoczywistego w umieraniu? My – liberalni, wyzwoleni, przeżywający samych siebie w rzeczywistości bez tabu chełpimy się naszą otwartością. Narkotyki, seks, sadomasochizm, samobójstwo, orgia – a proszę bardzo – pytajcie! My nie wstydzimy się mówić, bo to wstyd wstydzić się mówić o czymkolwiek. My wykształceni, oczytani z dostępem do Internetu – cóż może nas zadziwić? Wydaje się, że niewiele już zostało do powiedzenia, że kultura uległa wyczerpaniu, że można jedynie powtarzać wzorce, że nic nie wydaje się już zaskakujące, gorszące, niewłaściwe. Postmodernizm! - Chciałoby się zakrzyknąć w przypływie ekstazy czy rozpaczy – nie wiem… Mimo to zapraszam was do rozmowy... Dokładnie tak – do rozmowy nie do posłuchania. Zapraszam do polemiki na tematy wciąż aktualne i nigdy niewyczerpane – porozmawiajmy o śmierci i seksie…

               W "Przerwanej lekcji muzyki" Susanna Kaysen porusza wątki seksu i śmierci, a przede wszystkim samobójstwa w sposób, skłaniający do refleksji. Sposób jednych przyciągający w drugich budzący zgorszenie, ale co najważniejsze wywołuje emocje. Sama książka jest dość suchą relacją z jej pobytu w szpitalu psychiatrycznym, w którym przedstawia codzienne życie pacjentów, nie oszczędzając przy tym  lekarzy. Wskazuje ona na absurdy ich działań i wytyka błędy w systemie, każąc zadać sobie pytanie: czym właściwie jest normalność? I o tym zresztą ta niezbyt długa relacja okraszana zdjęciami autentycznej dokumentacji medycznej z pobytu Susanny w szpitalu stara się nam opowiedzieć. Wydaje się, że autorka próbuje rozprawić się z systemem, diagnozami i diagnostyką oraz lekarzami, zadając poniekąd pytanie: kto tu właściwie jest obłąkany? Nie tym pytaniem chciałabym się jednak zająć. Chciałabym raczej zwrócić uwagę na pojawiające się w książce wątki seksualne oraz te związane z umieraniem czy też zabijaniem się i dopiero w ich kontekście zadać sobie pytanie: co jest właściwie normalne? Zatem po kolei…

                Na samym wstępie chciałabym zwrócić uwagę, że my – pokolenie wyzwolonych wcale wyzwoleni do końca nie jesteśmy. Naszym więzieniem staje się nasza wolność. Obarczeni koniecznością podejmowania ciągłych decyzji z przekonaniem, że każda z nich posiada bezcenną wagę i stanowi niezwykle istotny element naszego życia stajemy przed niezwykle trudnym zadaniem  – musimy zdecydować kim będziemy. Możliwości jest niemal nieskończenie wiele. Życie mamy tylko jedno, a dodatkowo niekoniecznie znamy kryteria, którymi powinniśmy się kierować przy wyborze. I oto wolność wybierania staje się naszym przekleństwem. Temat ten oczywiście nie jest nowy. Wystarczy sięgnąć po Fromma czy Susan Sonntag, aby przekonać się jaki wpływ i konsekwencje ma dla nas taki stan rzeczy. Mnie interesuje w tym wszystkim jednak coś jeszcze – element tabu. W dobie postępowości i rozwoju, gdzie utylitaryzm zyskuje nadrzędne znaczenie, a świat zmienia się w zawrotnym tempie nie przystoi mówić przecież o umieraniu, o starości, o cierpieniu. Wszelkimi możliwymi siłami dążymy zatem do wyeliminowania tych tematów ze swojego życia. Ile dzieci współcześnie widzi umieranie, przewlekle chorych, rozkładanie się ciała, śmieć? Może w telewizji, może w bajkach… Na co dzień odgradza się jednak od przeżywania śmierci, od czegoś, co w społeczeństwach pierwotnych stanowiło nieodzowny element codzienności. Ile baśni, bajek, legend czy podań przekształcamy tak, aby nie stykać dzieci z okrucieństwem, złem, cierpieniem, wreszcie ze śmiercią? Wystarczy choćby wspomnieć o jednym z wielu wydań „Trzech świnek”, w których wilk zamiast zjeść świnki przychodzi się z nimi bawić. Tym, którzy chcieliby zapoznać się ze zgubnymi dla psychologii dziecka skutkami takich działań polecam poczytać Bettelheima. Z seksem dzieje się coś podobnego choć w trochę odwrotnym kontekście. Seks we współczesnym świecie staje się siłą napędową: marketingu, życia, działań, dobrej zabawy. Zdjęcia erotyczne, filmy pornograficzne – wszystko to atakuje nas ze wszech stron. Kto jednak naprawdę potrafi mówić o seksie? Opowiedzieć o swoich potrzebach, przeżyciach, problemach? Kto tę siłę tak naprawdę rozumie? Zdaje się, że współcześni wyzwoleni niewiele mają do powiedzenia o swojej cielesności, że brak im świadomości samych siebie, swojego seksualnego potencjału i seksualnych granic. Mamy ogromne możliwości uprzyjemniania sobie doznań erotycznych. Na rynku istnieje ogromna ilość narzędzi mogących nam te doznania ulepszyć. Znamy dziesiątki technik seksualnych, wspomagających orgazmy. Nie znamy jednak własnego ciała i nawet nie potrafimy go poznawać, a przecież to element podstawowy naszego życia erotycznego…

                Susana Kaysen wprowadza w tej dziedzinie miły powiem świeżości. Mówi o śmierci i seksie dokładnie tak jak wydaje mi się – powinno się o nich mówić – bez strachu, bez wstydu, bez tabu i nie mam na myśli tego, że po prostu rzuca paroma wulgaryzmami. Absolutnie! Ona opowiada nam, że przecież te dwa pojęcia są istotnymi elementami naszego życia. Seks inicjuje ciążę, ciąża powstanie nowego życia, a nowe życie niechybnie zmierza do śmierci – koło się zamyka. Nie możemy żadnego z tych elementów eliminować ani uprzedmiotawiać , bo moi Drodzy Państwo my wcale nie wiemy wiele o seksie my jedynie nauczyliśmy się czynić z niego przedmiot, a to ogromna różnica.

SUSANNA KAYSEN O ŚMIERCI


Susanna Kaysen więcej pisze o samobójstwie niż o śmierci samej w sobie z pewnością jednak oswaja czytelnika z tematem, a wszystko to za pomocą doboru słów, których używa. Autorka powieści nie mówi nam, że śmierć jest zła czy dobra; wartościowa lub bezsensowna; lekka bądź ciężka. Ona nam mówi, że śmierć jest, co więcej mówi nam także, że to my możemy o niej zadecydować. Kiedy opowiada o samopodpaleniu się Polly, jednej z pacjentek szpitala psychiatrycznego, w którym przebywa, nie ocenia jej czynu, ale używa tej historii raczej do zastanowienia się nad możliwymi rodzajami samobójstwa: „Dwadzieścia tabletek aspiryny, lekkie nacięcie wzdłuż nabrzmiałej żyły, czy choćby złe pół godziny nad krawędzią dachu... każda z nas miała za sobą coś w tym stylu. A często niebezpieczniejsze wypadki, jak choćby wpakowanie sobie w usta lufy pistoletu.” Kaysen mówi o tym bez zażenowania i pompatyczności, mówi w sposób w jaki opowiada również o życiu. Ale mówi także o możliwości wyboru, kiedy pisze: „Pięćdziesiąt aspiryn to bardzo dużo, ale wyjście z domu i zasłabnięcie w sklepie było tym samym, co odłożenie pistoletu z powrotem do szuflady.” Susanna nikogo nie nakłania do samobójstwa, nie próbuje go wartościować, raczej szuka odpowiedzi na pytanie o sens życia, ale i o sens śmierci, którą traktuje jako nieodłączny element istnienia. Pisze więc o niej lekko i traktuje ją w kategoriach codzienności. W jednym miejscu książki czytamy na przykład: „Jest jeszcze kwestia <przedwczesnej śmierci będącej wynikiem próby samobójczej>. Na szczęście udało mi się tego uniknąć, ale sporo myślałam o samobójstwie. Myślałam o nim, robiło mi się siebie żal z powodu własnej przedwczesnej śmierci i czułam się lepiej. Idea samobójstwa działała na mnie jak lewatywa albo środek przeczyszczający.” Susanna nie odcina się od śmierci lecz traktuje ją jako konieczność, ale także jako wybór, który każdy z nas posiada. O wyborze tym więcej przeczytać możemy w pracach Alberta Camus. Dla mnie najistotniejszy jest zaś fakt, że nie próbuje ona ani przez moment wyeliminować ze swojego życia świadomości bycia śmiertelną. Wydaje się, że świadomość ta dla nas współczesnych jest tak mocno niewygodna, że z lubością stosujemy strategię unikania tak długo jak to tylko jest możliwe. Można powiedzieć, że śmiertelność nas boli. Czy to wynik idei postępu, konieczności rozwoju, w której nie ma miejsca na umieranie ani nawet na starzenie się? Tego nie wiem. Z pewnością jednak dostrzegamy w śmierci coś nienaturalnego tym samym zupełnie się od natury, odcinając. Ciekawa jest też kwestia wspomnianej już wcześniej „przedwczesnej śmierci”, którego to pojęcia bardzo chętnie współcześnie używamy, ale chyba niewiele, zastanawiając się nad tym czy w ogóle można umrzeć przedwcześnie? Kaysen we wspaniały sposób rozprawia się z tym temtatem, pisząc o samobójstwie Daisy - znajomej ze szpitala psychiatrycznego: „…czy jej śmierć naprawdę była przedwczesna? Czy Daisy miała zamykać się w pokoju ze swoim gniewem i swoimi pieczonymi kurczakami przez następne pięćdziesiąt lat? (…) A jeśli siedziałaby w tym pokoju jeszcze przez trzydzieści lat i zabiła się w wieku czterdziestu dziewięciu, to czy wtedy także byłaby to <śmierć przedwczesna>"? Kaysen pozostawia to pytanie bez odpowiedzi, poniekąd, dając nam do zrozumienia, ze w pojęciu przedwczesnej śmierci tkwi jakiś absurd. Czy my pokolenie wyzwolonych potrafimy jeszcze tan absurd dostrzec? Mam co do tego spore wątpliwości. Zanim jednak zaczniemy sukcesywnie eliminować świadomość śmiertelności z postrzegania własnego i naszych dzieci warto się zastanowić nad tym czy, aby w ten sposób nie eliminujemy jednocześnie świadomości życia.

SUSANNA KAYSEN O SEKSIE

                Podobnie jak w przypadku śmierci i w opowiadaniu o seksie autorka stara się nie wartościować takich czy innych zachowań seksualnych. Raczej szuka odpowiedzi na pytanie: co jest normą? Mocno podkreśla też fakt, że zupełnie inaczej w tej kwestii społeczeństwo określa normę dla kobiet i normę dla mężczyzn, a właściwie nie tylko społeczeństwo, ale nawet sami psychiatrzy i psycholodzy, którzy na tej podstawie wnioskują o zaburzeniach jednostki. Kaysen pyta wprost: „…ile dziewczyn musi przepieprzyć siedemnastoletni chłopak, żeby zasłużyć sobie na miano osoby ze skłonnością do „kompulsywnych zbliżeń pozamałżeńskich"? Trzy? Nie, to za mało. Sześć? Wątpię. Dziesięć? To już byłoby coś, jednak jak mi się wydaje, liczba ta wahałaby się prawdopodobnie między piętnastoma a dwudziestoma — być może przy takiej liczbie zaliczonych dziewczyn, także wśród chłopców stwierdzono by zaburzenie „zbliżeń", choć jak sięgam pamięcią, nie potrafię przypomnieć sobie takiego przypadku. A ilu chłopców musiało przewinąć się przez łóżko siedemnastoletniej dziewczyny?” Ostatnie pytanie autorka pozostawia bez odpowiedzi czy nawet dywagacji nad odpowiedzią, czyniąc z niego poniekąd pytanie retoryczne. Susanna ma świadomość swojej seksualności, ciała oraz potrzeb i zdaje się, że w swej książce rozprawia się ze schematycznym umieszczaniem tych potrzeb w ramach diagnozowanego przez lekarzy zaburzenia. W jednym z fragmentów, w którym opisuje psychoterapię z dr Wick możemy na przykład przeczytać: „To był jego dom, często zbieraliśmy się tam na wieczorkach poetyckich, wtedy też był wieczorek, a kiedy wszyscy wyszli, usiedliśmy na kanapie i siedzieliśmy trochę, aż on nagle zapytał: „Chcesz się pieprzyć?" Rumieniec.
— Użył takiego słowa?
— O, tak. - Nie użył, pocałował tylko. Kiedy wcześniej chodziliśmy po Nowym Jorku, też mnie pocałował — ale po co mam ją rozczarowywać? To się nazywało psychoterapią.” – Susanna nie widziała w swoich zachowaniach seksualnych zaburzenia, nie stanowiły dla niej problemu, nie powodowały cierpienia. Jej podejście psychoterapeuci nazwaliby oporem, jak sama stwierdza każdą z prób negacji diagnozy umieściliby w kategoriach oporu. Czy był to jednak naprawdę opór czy może działanie psychoterapeutów było zbyt schematyczne? Na to pytanie każdy musi sam sobie odpowiedzieć. Dla mnie istotny jest fakt, że Kaysen walczy, ponieważ czuję, ze jej zachowanie nie jest niewłaściwe, a czuje tak dlatego, że zna swoje potrzeby. Czyż nie tak powinniśmy wyznaczać granice seksualności? Czy to, co jest normą, a co nią nie jest nie powinno być wyznaczane przez świadomość tego, czego potrzebujemy i pragniemy przeżywać, o ile oczywiście nie krzywdzimy w ten sposób drugiej osoby? Jak wielu z nas tego nie potrafi? Ile osób robi coś wbrew sobie? Ile wbrew sobie czegoś nie robi? Jak często pogubieni w gąszczu własnych emocji i potrzeb seksualnych nie potrafimy ich ze sobą konstruktywnie zintegrować tak, aby nasza seksualność nie przynosiła nam cierpienia i rozczarowań? Wypowiedzi Susanny Kaysen, pojawiające się w książce przynoszą tutaj miłe odświeżenie i skłaniają do refleksji. Najważniejsze jest zaś to, że nie łączy się to u niej z szokowaniem czy obscenicznością. Są to proste pytania i prosty język jakim opowiada o swoim życiu w ogóle.

WSPÓŁCZEŚNI WYZWOLENI – ZAKOŃCZENIE

                Aby nasze życie było pełne i wolne i abyśmy mogli przeżyć je w wartościowy sposób musimy nauczyć się akceptować wszystkie jego elementy i musimy posiadać silną samoświadomość. Nauczmy się więc mówić o śmierci i nauczmy się siebie samych – swojej cielesności, emocjonalności pragnień… Jeżeli uda nam się tych rzeczy dokonać wtedy nasze życie stanie się pełne, a co ważniejsze nauczymy się decydować. Prawdziwa wolność nie tkwi, bowiem w wielości możliwych wyborów, ale w umiejętności dokonania wyboru właściwego. Słuszna decyzja zaś to nie tylko ta oparta o społeczno-kulturowe normy często dla nas arbitralne ani nie ta oparta tylko o nasze potrzeby. Słuszna decyzja to ta, która w mądry sposób łączy ze sobą przesłanki kulturowe, społeczne i te wypływające z naszych potrzeb, a prawdziwe życie to te, które posiada świadomość swojej skończoności. Współcześni wyzwoleni będą, bowiem tak długo więźniami swego wyzwolenia jak długo nie zaakceptują i nie zrozumieją swoich możliwości i swoich ograniczeń. 

P.


 
Ekranizacje:
Tytuł: Przerwana lekcja muzyki
Reżyser: James Mangold
Produkcja: Niemcy, USA
Premiera: 8 grudnia 1999
Trailer:




Cytaty z książki:


„Te myśli nie mają swego znaczenia. Są idiotycznymi mantrami funkcjonującymi we wcześniej zaaranżowanym cyklu: „Jestem do niczego", „Jestem aniołem śmierci", „Jestem głupia", „Nic nie potrafię zrobić". Pomyślenie pierwszej myśli pociąga za sobą wszystkie pozostałe. Tak jak grypa: najpierw mamy podrażnione gardło, a potem, co jest nieuniknione, zapchany nos i kaszel. Kiedyś myśli te z pewnością miały jakieś znaczenie. Zapewne znaczyły tyle, co sobą mówiły, ale przytępił je ich nieustanny nawrót.”


„Jednak głównym powodem naszej sympatii do studentek było to, że widziałyśmy w nich własne odbicia. Wiodły w tamtym świecie życie, które mogłoby być naszym udziałem, gdybyśmy wcześniej nie znalazły sobie zajęcia wariatki w szpitalu dla psychicznie chorych. Mieszkały we wspólnych pokojach, miały chłopaków, paplały o ciuchach... Chciałyśmy osłaniać je, by mogły dalej wieść swoje spokojne życie. Były naszymi pełnomocniczkami w tamtym świecie. (…)W ich obecności usilnie kontrolowałyśmy nasze burkliwe odzywki, jęki, łzy i pomruki. W konsekwencji studentki otrzymywały niepełną wiedzę o pielęgniarstwie na zamkniętym oddziale zdrowia psychicznego. Kiedy kończyły praktyki, zabierały w pamięci jedynie ulepszone wersje nas samych, coś w połowie drogi między naszymi żałosnymi osobowościami a normalnością, którą w naszych oczach one uosabiały.”


„Szpital osłaniał nas. (…) Dopóki postanawiałyśmy trwać w złym humorze, nie musiałyśmy chodzić do szkoły ani szukać sobie pracy. Właściwie mogłyśmy wykpić się od wszystkiego, z wyjątkiem jedzenia i przyjmowania lekarstw. W pewnym sensie byłyśmy wolne. Dotarłyśmy do kresu. Nie miałyśmy już nic do stracenia. Nasza prywatność, nasza godność, nasza wolność — byłyśmy tego wszystkiego pozbawione, byłyśmy obnażone do żywej kości swego jestestwa.”


„Odmienność zawsze wzbudza zainteresowanie: czy mnie także może spotkać coś takiego? Im mniej prawdopodobne, że przytrafi ci się jakaś okropna rzecz, tym mniejszy lęk przed wyobrażaniem jej sobie lub przyglądaniem się jej. Ktoś, kto nie gada do siebie albo nie wpatruje się w dal nieobecnym wzrokiem, wzbudza zatem większy niepokój, niż ktoś, kto to robi. Ktoś, kto zwykle zachowuje się „normalnie", zadaje sobie wtedy niespokojne pytanie: jaka jest różnica między tą osobą a mną? A to pytanie prowadzi do następnego: co trzyma mnie z dala od domu wariatów? To wyjaśnia, dlaczego wszechobecne piętno jest tak chętnie rozpoznawalne i pełni tak użyteczną funkcję.”


„Nie pytajcie mnie, czym jest życie albo jak poznajemy rzeczywistość, albo dlaczego w życiu jest tyle cierpienia. Nie mówicie mi o tym, jak realne jest nic, jak wszystko okryte jest bezkształtną galaretą, błyszczącą niczym olejek do opalania rozlany na słońcu. Nie chcę słyszeć ani o tygrysach w kącie pokoju, ani o aniele śmierci, ani o telefonach od Jana Chrzciciela. Do mnie też mógłby zadzwonić. Ale ja i tak nie podniosę słuchawki.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz